
O
powieść o tańcu życia, w którym główna bohaterka dotyka stopami ziemi, a jednocześnie próbuje sięgnąć nieba.
Paulinę Wojnowicz poznajemy w trzech kolejnych figurach jej tańca: jako osamotnione dziecko, jako młodą, pełną nadziei dziewczynę oraz jako dojrzałą, świadomą siebie kobietę.
Kiedy jej dzieci wchodzą w dorosłość i zaczynają rozwijać skrzydła, gniazdo rodzinne nagle pustoszeje; obie córki emigrują z kraju, syn studiuje daleko od domu.
Nieoczekiwanie pojawiają się problemy finansowe, a do tego wszystkiego małżeństwo Pauliny przeżywa poważny kryzys.
W tym trudnym momencie prawdziwy taniec dopiero się dla Pauliny zaczyna: oto pojawia się tajemnicza osoba, która jedną krótką rozmową telefoniczną przewróci jej życie do góry nogami…
Próba opowiedzenia o sytuacji kobiety w jej własnej rodzinie i w otaczającej ją społeczności, o jej szansach na zmianę status quo, o odwadze i marzeniach. I o tym, że tylko kobiety potrafią tańczyć na czubkach palców.
Kiedy jej dzieci wchodzą w dorosłość i zaczynają rozwijać skrzydła, gniazdo rodzinne nagle pustoszeje; obie córki emigrują z kraju, syn studiuje daleko od domu.
Nieoczekiwanie pojawiają się problemy finansowe, a do tego wszystkiego małżeństwo Pauliny przeżywa poważny kryzys.
W tym trudnym momencie prawdziwy taniec dopiero się dla Pauliny zaczyna: oto pojawia się tajemnicza osoba, która jedną krótką rozmową telefoniczną przewróci jej życie do góry nogami…
Próba opowiedzenia o sytuacji kobiety w jej własnej rodzinie i w otaczającej ją społeczności, o jej szansach na zmianę status quo, o odwadze i marzeniach. I o tym, że tylko kobiety potrafią tańczyć na czubkach palców.

A potem przyszła studniówka. Clou wspomnień z czasów licealnych.
Odbywała się, jak co roku, na dużej sali gimnastycznej i długim korytarzu naszego liceum; nikomu nie przychodziło wtedy do głowy wynajmowanie drogiej sali w restauracji.
Żelaznym punktem rozrywkowym studniówek były odwieczne kabaretowe wygłupy ze wszystkich aktualnie pracujących w szkole nauczycieli oraz tradycyjnie średnio śmieszne skecze okolicznościowe. Pod koniec tej części, a przed dyskoteką nagle zrobił się przy drzwiach dziwny ruch; to chłopcy z naszej paczki, z Markiem Czyżykiem na czele, eskortowali kogoś na scenę.
Był to chudy, wysoki, lekko zgarbiony chłopak z długimi włosami, przewiązanymi czarną bandamką. Wszedł w światło re ektora, skłonił się nieśmiało, podziękował chrapliwym głosem za zaproszenie i bez ceregieli po prostu zaczął grać. Bluesa. Na harmonijce ustnej.CZYTAJ DALEJ
Ta wiedza o samotności skrada się do ciebie stopniowo.
Jak wilk, którego latami oswajasz, a on wciąż siedzi na linii lasu i twojej łąki. Niedaleko domu. Nieznacznie przesuwa się coraz bliżej. Prawa przednia łapa, potem lewa… I stop. Ma czas. Jeszcze nie teraz. Zastyga w bezruchu i obserwuje.
Tymczasem twoją czujność osłabiają przeróżne podstępne znieczulenia: zapachy, melodie, gwiazdy na ciemnym niebie i miłości na całe życie. Jest co najmniej kilka takich momentów w życiu, kiedy łudzisz się poczuciem bezpieczeństwa.
Ale równocześnie już, już tańczysz morderczą capoeirę, choć po cichu podejrzewasz, że tango byłoby łatwiejsze.
Wiesz nawet, że w boskim Buenos Aires jest taka dzielnica, gdzie króluje tango; nawet widziałaś ją z okna taksówki, ale nie miałaś wtedy czasu, by się tam zatrzymać, no i poza tym szósta rano to pora, kiedy tancerze, spoceni i wyzuci ze świadomości, padają twarzą w chłodną pościel.
Taksówkarz, też wyglądający o tej porze jak nieżywy, wskazywał ci ruchem głowy wielkie, wygasłe neony najsłynniejszych nocnych klubów tanga.
Nigdy tam nie zatańczysz. Bo to capoeira zawładnęła tobą dawno temu.
Capoeira, taniec walki.CZYTAJ DALEJ
Wakacyjne wspomnienia powinny zasilić dziecięcą duszę i ciało na cały następny rok szkolny. W myśl tej zasady uczniowie po powrocie z zorganizowanych dla nich wakacji prezentują się wypoczęci, nauczeni zasad zdrowej rywalizacji, samodzielni, szczęśliwi, pełni wrażeń i opaleni letnim słońcem. Przestają się trzymać maminej spódnicy.
Wierzyło w to święcie kilka pokoleń powojennych rodziców, których zakłady pracy z automatu niejako fundowały ich dzieciom ferie zimowe, obozy wędrowne i kolonie letnie. Oraz zabawę plenerową z okazji Dnia Dziecka.
Po ukończeniu zaledwie pierwszej klasy szkoły podstawowej Dziecko zostało przymusowo wcielone w tryby wakacyjnej szczęśliwości. Wysłano je na kolonie letnie organizowane przez Przedsiębiorstwo Materiałów Podsadzkowych Przemysłu Węglowego Maczki-Bór,
cokolwiek to teraz, jezusmaria, znaczy. CZYTAJ DALEJ
A dziś siedziała z nim w tej klimatycznej, portowej restauracji w centrum starej Kopenhagi i przez głowę przelatywało jej co najmniej kilkanaście pytań, do zadania których nie miała żadnego prawa.
– Nie – odpowiedział jej cicho. – Tamto małżeństwo nie przetrwało pięciu lat. Rozwiedliśmy się, wyjechałem do Danii i zostałem tutaj na stałe, a mój syn odebrał wychowanie tego rodzaju, że dzisiaj nie chce mnie znać i nie życzy sobie kontaktu.
– Przecież o nic cię nie pytałam.
– Jak to nie?
Fragment recenzji Chiary76
Chiara76
Recenzentka
"Tańcząc..." - recenzja Joli K.
"Tańcząc..." - Recenzja Chiary76
"Tańcząc..." - Recenzja Urszuli Janiszyn
Kliknij w logo wybranego sklepu a przekieruje Cię on do strony, gdzie można od razu dokonać zakupu.


Dlatego gorąco zachęcam do podzielenia się ze mną Waszymi wrażeniami po przeczytaniu książki. Są one naprawdę dla mnie istotne i pomogą w dalszej pracy literackiej.
Możecie napisać do mnie maila, albo jeśli wygodniej, odpowiedzieć bezpośrednio na stronie, wypełniając ten formularz kontaktowy.